W budżecie centralnym w porównaniu z realizowanym ciągle planem na 2022 r. wydatki rosną o 28 proc. Czyli w skali niespotykanej od wielu lat. Ale realnie wzrost będzie dużo mniejszy. Rząd zakłada, że średnioroczna inflacja w przyszłym roku wyniesie prawie 10 proc. Co oznacza, że jedna trzecia ogólnego wzrostu wydatków zostanie „skonsumowana” przez wzrost cen. Innymi słowy – tylko ci odbiorcy przelewów z państwowej kasy, którzy dostaną więcej niż 10-proc. podwyżkę, będą faktycznie cieszyć się ze wzrostów. Pod warunkiem, że inflacja nie okaże się wyższa, niż zakładają obecne rządowe prognozy.

Ale załóżmy, że się sprawdzą. Ile będzie tej radości? Jeśli wyłączymy koszty obsługi długu publicznego, na które ma pójść co dziesiąta złotówka wydawana w przyszłym roku z budżetu, to nominalny (jeszcze przed uwzględnieniem inflacji) wzrost wydatków obniża się do niecałych 22 proc. A jeśli pójdziemy jeszcze dalej i wyłączymy wydatki na armię (oczko w głowie rządzących), to nominalnie wydatki budżetu rosną średnio o 15,5 proc. Co oznacza, że margines ponad inflację robi się nie taki znów duży.


0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.