W polityce monetarnej oczekiwania inflacyjne odgrywają fundamentalną rolę. To na ich podstawie są podejmowane decyzje o konsumpcji, negocjacjach płacowych czy inwestycjach. A jakie procesy stoją za ich formowaniem przez gospodarstwa domowe? Przecież nikt z nas, leżąc na sofie czy tuż przed snem, nie szacuje przyszłego poziomu cen w arkuszach kalkulacyjnych. Taka ocena dokonuje się intuicyjnie. Jest zatem zjawiskiem częściowo psychologicznym.
Zacznijmy od prostego przykładu. W klasycznym już badaniu Daniel Kahneman oraz Amos Tversky wskazali, że ludzie – dokonując przewidywań w niepewnych warunkach – odwołują się do heurystyki reprezentatywności. Zamiast przeprowadzać skomplikowane rozumowania, raczej zastanawiają się, na ile dana prognoza jest reprezentatywna dla otrzymanych danych. Przykładowo, usłyszawszy o osobie, która jest „precyzyjna, uporządkowana i introwertyczna”, badani byli skłonni przewidywać, że jest to bibliotekarz, a nie farmer. I to niezależnie od proporcji bibliotekarzy do farmerów w zadanej populacji (tych drugich jest dużo więcej – fakt istotny z perspektywy szacunków prawdopodobieństwa). Taki opis człowieka wydaje się po prostu charakterystyczny i reprezentatywny dla bibliotekarza i nasz mózg na podstawie strzępka informacji jest w stanie ocenić tę prognozę jako dużo bardziej prawdopodobną bez głębszych statystycznych rozważań.
Co tego typu badania mogą powiedzieć o przewidywaniach dotyczących przyszłych poziomów cen? Z jednej strony – ludzie będą budować oczekiwania na podstawie podobieństw między obecną sytuacją a zdarzeniami z przeszłości. Z drugiej strony – rzeczywistość, która posłuży do budowania przyszłych ocen inflacji, jest znacznie bardziej rozbudowana, więc które aspekty wysoce zmiennego świata uwzględnimy, szukając podobieństw? Właśnie w tym kontekście noblista Robert Shiller wskazuje na kluczową rolę narracji makroekonomicznych, które, nawet jeśli są fałszywe, potrafią organizować nasze doświadczenie, nadawać mu sens oraz efektywnie kształtować oczekiwania.
0 komentarzy