Odbicia spodziewano się m.in. przez ceny paliw (wyższe niż przed rokiem aż o 7,6 proc.) i nośników energii (wzrost o 4,2 proc.), to jednak przyspieszenie było większe od oczekiwanego. – Musiało się wydarzyć coś dużo więcej. Myśmy spodziewali się nawet większego wzrostu cen paliw, niż podał
GUS, a mimo to zakładaliśmy 3-proc. inflację. Coś się więc musiało wydarzyć, czego jeszcze nie wiemy, bo nie mamy pełnych danych. I musiało to być istotne szarpnięcie – mówi Piotr Bielski, ekonomista Santander Bank Polska. Według niego tzw. inflacja bazowa, która nie uwzględnia cen żywności i energii jako tych najbardziej zmiennych, mogła w marcu wzrosnąć do 4 proc. Choć większość ekonomistów zakładała jej spadek. – Szybszemu wzrostowi inflacji bazowej sprzyja presja kosztowa w związku z zaburzeniami w łańcuchach dostaw, co jest efektem m.in. ograniczonego dostępu do układów scalonych czy dużej liczby pracowników na kwarantannie – uważa Grzegorz Pachucki z Banku ING. Według niego problem może narastać w dalszej części roku. Już widać to w rosnących cenach produkcji, a przedsiębiorcy raportują rosnące koszty w cyklicznych badaniach, m.in. PMI. Najnowsze wyniki poznamy dziś, ale w poprzedniej edycji raportu o koniunkturze w polskich firmach przemysłowych eksperci zwracali już uwagę, że w lutym koszty produkcji rosły w tempie najszybszym od dekady. Powód? Niedobory materiałów na światowych rynkach, problemy logistyczne na granicach, a także osłabienie złotego. Od tamtej publikacji złoty nadal tracił na wartości, a wąskie gardła w handlu międzynarodowym nie udrożniły się. IHS Markit, który prowadzi badania PMI, stwierdzał, że producenci przenieśli wyższe koszty na klientów, co skończyło się wzrostem cen produktów gotowych w tempie nienotowanym od maja 2004 r.
0 komentarzy