Javier Milei stał się nagle znany w świecie, a powiedział tylko, że banku centralnego pod jego rządami w Argentynie nie będzie. Po co, skoro peso przejdzie do historii w wyniku dolaryzacji, więc pieniądze „produkowane” będą w USA. Można zakładać, że to przedwyborcza szarża najpoważniejszego pretendenta do prezydentury, lecz jeśli Milei wygra 22 października (lub w drugiej turze), może bardzo zaskoczyć sceptyków. Mnóstwo jego rodaków ma dość kryzysu, długów, inflacji, braku perspektyw, więc zgoda na ekscentryczne posunięcia jest prawdopodobna.
Już dobrze ponad 100 lat temu mieszkańcy tego kraju mówili „Argentina Potencia”, „Moc Argentyny”, i pamiętają to hasło do dziś. Obcokrajowcom trudno wejść w ich położenie, bo w czasach współczesnych nie znajdzie się drugiego kraju, który w ciągu 70 lat tak widowiskowo stoczył się ze szczytów bogactwa w krąg bankrutów. Choroba argentyńska to głównie rezultat rozrzutnego do granic „stylu bycia”, więc gdy kraj się opamięta, ciągle ma warunki, by wrócić w rejony bliskie prosperity.
0 komentarzy