Trudno stwierdzić, o co chodziło posłom wnioskodawcom, bo nic w tym zapisie nie jest jasne. Można się więc tylko domyślać, że chcieli raczej wyłączenia pewnych kategorii z państwowego długu publicznego. Tutaj pojawiają się kolejne problemy, bo rządowe zakupy to wydatki, a limit odnosi się do poziomu długu – zadłużenie i wydatek to zasadniczo inne kategorie ekonomiczne. Pomysłem na rozwiązanie tej rozbieżności są zapisy o pożyczkach, gwarancjach i poręczeniach, które faktycznie można wliczać do poziomu długu. To jednak nie koniec zamieszania. Warto pamiętać, że wydatki zasadniczo są finansowane dochodami publicznymi, a zaciągnięcie długu, czyli sfinansowanie wydatków deficytem, to wyjątek. Proponowany zapis spowodowałby, że każdy wydatek służący finansowaniu potrzeb obronnych Rzeczypospolitej Polskiej mógłby być pokryty przyrostem zadłużenia, bo nie będzie wliczany do limitu długu. Trudno uznać takie podejście za zapewnienie gospodarności w dysponowaniu środkami publicznymi, bo oznacza to, że określona kategoria wydatków nie podlega ograniczeniom ani ze strony uzyskanych dochodów publicznych, ani ze strony przyrostu zadłużenia. W tym samym czasie trzeba pamiętać, że rząd, emitując dług publiczny, nie wskazuje, jaka kategoria wydatków jest sfinansowana z konkretnego papieru dłużnego. Nie ma obligacji emerytalnych, zdrowotnych, edukacyjnych czy np. więziennych – jest jeden poziom emisji długu określony na dany rok w ustawie budżetowej, co służy sfinansowaniu całości potrzeb pożyczkowych Skarbu Państwa. Jeśli chcielibyśmy wprowadzić obligacje albo poręczenia wojskowe, trzeba byłoby wyłączyć wydatki na obronność z budżetu państwa. Technicznie to da się zrobić i nawet nie wymaga to zmiany konstytucji, bo przecież Fundusz Drogowy czy Polski Fundusz Rozwoju (PFR) funkcjonują poza sektorem publicznym, a finansują się głównie emisją obligacji, które gwarantuje Skarb Państwa, i załatwione to zostało nowelizacją ustawy o finansach publicznych, która definiuje sektor publiczny. Czy faktycznie jednak chcemy wyłączyć z budżetu państwa nakłady na obronność? To przecież oznacza, że nie będą one uwzględnione w ustawie budżetowej, a tym samym nie będą podlegać demokratycznym decyzjom i publicznej kontroli, a wtedy sami prosimy się o nadużycia. Warto też sobie zdawać sprawę, że zapis o tym, co służy „finansowaniu potrzeb obronnych Rzeczypospolitej”, jest daleko nieprecyzyjny i tym razem jest to zaproszenie do twórczej księgowości. Już dziś do działu budżetowego „Obrona narodowa” wliczamy koszt emerytur mundurowych (to ok. 25 proc. naszych wydatków na obronność), a przecież świadczenia dla żołnierzy w stanie spoczynku trudno uznać za „potrzeby obronne”. Tylko wyobraźnia będzie tu limitem, bo przecież pod potrzeby obronne można podciągnąć np. infrastrukturę, edukację (żołnierze przecież powinni umieć czytać, pisać i liczyć…), ochronę zdrowia, dyplomację itd.


0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.