W internecie baner na głównej siedzibie banku centralnego wywołał falę złośliwości, w najlepszym przypadku uszczypliwych żartów. Sytuacja aż prosi się o kpiny, należy ją jednak potraktować poważnie. Są po temu przynajmniej cztery powody.

Pierwsza kwestia to przyczyny inflacji. Nikt nie twierdzi, że wojna w Ukrainie, a nawet przygotowania do niej w postaci manipulacji przez Rosję rynkiem gazu w 2021 r. nie miały wpływu na dynamikę cen. Trudniej rozstrzygnąć, jak duży był to wpływ. Wiemy, że zaczęło się od cen żywności i energii – tu dały o sobie znać w sposób pośredni i bezpośredni działania Kremla. Na szczęście mamy wskaźniki inflacji bazowej. W tym taki, który nie uwzględnia cen artykułów żywnościowych oraz energetycznych. Przez ostatnie dwa lata ten wskaźnik był wprawdzie niżej od inflacji ogółem, lecz już od ponad dwóch lat jest powyżej 2,5 proc., czyli celu NBP (formalnie cel dotyczy ogólnego wskaźnika cen). Doszedł do ponad 12 proc., by dopiero w kwietniu delikatnie się obniżyć. To niestety wskazuje, że wysoka inflacja to również zasługa cen bazowych, czyli tych, których dynamika jest kształtowana przez presję popytową. Na nią Kreml ma, delikatnie mówiąc, ograniczony wpływ. Więcej zależy od krajowej polityki fiskalnej i pieniężnej. Już niedługo „bazowa” będzie zapewne wyższa niż wskaźnik ogółem – wtedy żywność i energia będą się przyczyniać nie do wzrostu, a do obniżania ogólnego tempa wzrostu cen.

Naturalnie to mechaniczne ujęcie. Pierwszy impuls związany zwłaszcza z drogą energią przedostaje się z czasem i do cen bazowych. Z jakiegoś powodu wielu ekonomistów i niektóre banki centralne zastanawiają się jednak, jaki wpływ na dynamikę cen ma zwiększanie marż przez firmy albo dynamika płac, mniej akcentując narrację Kremla. Można też zastanawiać się nad tym, jak wygląda ogólny poziom „restrykcyjności” polityki gospodarczej: jaką rolę odgrywają tu wydatki sektora rządowego i deficyt finansów publicznych – nie tylko te nadzwyczajne z czasu pandemii, lecz także te, które są związane np. ze zbliżającymi się wyborami. Albo taka prosta sprawa jak wymiana walut napływających do nas ciągle z Unii Europejskiej. „Podobnie jak w latach ubiegłych Ministerstwo Finansów wymieniało w 2022 r. środki walutowe znajdujące się w jego dyspozycji zarówno na rynku walutowym za pośrednictwem BGK, jak i w Narodowym Banku Polskim. Wymieniono waluty o równowartości 10,3 mld euro w Narodowym Banku Polskim i 7,4 mld euro na rynku walutowym” – podał kilka dni temu resort finansów. 10 mld euro, które wymieniono w NBP, pomogło w zwiększeniu naszych rezerw walutowych, ale równocześnie oznaczało wpuszczenie do gospodarki ok. 50 mld zł, powiększając – jak to niektórzy brzydko określają – nawis inflacyjny.


0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.